Jeremy Flamewater Jeremy Flamewater
511
BLOG

Nicea - Atak inspirowany przez Kreml?

Jeremy Flamewater Jeremy Flamewater Polityka Obserwuj notkę 0

Nicea - Atak inspirowany przez Kreml?

Ponad 80 osób zginęło i kolejne kilkadziesiąt zostało rannych w zamachu w Nicei na południu Francji. Liczba ofiar wciąż jednak rośnie. Podczas obchodów Dnia Bastylii, po pokazie sztucznych ogni, ciężarówka wjechała w tłum ludzi. Później doszło do strzelaniny.

Kierowca ciężarówki nie żyje, miał zginąć w akcji policji. Próbuje się ustalić, czy mężczyzna działał sam, czy też miał wspólników, którym udało się uciec.

Władze wezwały mieszkańców do pozostania w domach.

Polskie MSZ nie ma w tej chwili informacji, czy w zamachu w Nicei zginęli Polacy.

 

Czyżby ten atak był kolejnym "zabiegiem" Putina mającym na celu zdestabilizowanie państw Europy Zachodniej, a jeżeli konkretnie chodzi o Francję - to następna akcja mająca na celu "osadzenie na tronie" pupilki Putina, która jest przez niego lansowana i finansowana - Marine Le Pen?

Ponadto należy się zastanowić, czy obecnie jesteśmy w stanie wojny z Rosją. Wojny propagandowej...

 

Marine Le Pen: Jeśli zostanę prezydentem, Francja uzna, że Krym należy do Rosji

Liderka prawicowej partii Front Narodowy we Francji Marine Le Pen znów szokuje. „Przyjaciółka Putina” stwierdziła, że jest gotowa uznać, że Krym należy do Rosji, jeśli tylko obejmie urząd prezydenta. Słowa polityk cytują teraz media na całym świecie. - Uważam, że Unia Europejska jest w trakcie rozpadu. Te dwa filary, na których została założona - Schengen i Euro – przestaną wkrótce istnieć - mówiła Marine Le Pen w wywiadzie dla RT France. Upadek Wspólnoty ma być jej zdaniem jedynie kwestią czasu. Polityk, która sama nazywa się przyjaciółką rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, od dawna krytykuje Zachód za zrywanie więzi z Moskwą, a także eskalację konfliktu na Ukrainie. Jej Front Narodowy nie uznał sankcji nałożonych na Rosję z powodu aneksji półwyspu w 2014 roku. - Od samego początku uważaliśmy, że nie jest to mądre posunięcie – mówiła polityk i dodała. - Jeśli zostanę prezydentem, Francja uzna przyłączenie Krymu do Rosji. Le Pen przekonuje, że antyrosyjska polityka osłabia nie tylko Francję ale i całą Wspólnotę. Pochlebnie wypowiadała się również na temat rosyjskiego przywódcy - Putin potrafił przywrócić wielkiemu narodowi, który był poniżany i prześladowany, poczucie dumy i radość życia – podkreślała. Kreml nie pozostaje jej dłużny.

Jesienią 2014 roku Front Narodowy otrzymał od Rosji kredyt wart 9 mln euro.

 

 

Ponadto fragment ciekawego wywiadu na temat rosyjskiej propagandy:

„Newsweek”: Pracowała pani dla kilku niezależnych gazet. Reżim pilnował pani?

Olga Irisowa: - Napisałam kiedyś tekst do „Niezawisimoj Gaziety” na temat władzy. Artykuł był już przygotowany do druku, kiedy redaktor naczelny wziął kartkę i powykreślał akapity, całkowicie zmieniając przekaz. Takie sytuacje w niezależnych mediach zdarzają się bardzo często. Każdy artykuł jest sprawdzany i nieraz poprawiany bez wiedzy autora tak, żeby redakcja nie naraziła się na problemy.

 

To czy można te media jeszcze nazywać niezależnymi? Zauważyłam, że żadna redakcja nie porusza tematów korupcji, służb specjalnych czy życia prywatnego Putina. A przecież obowiązkiem mediów jest patrzenie władzy na ręce. Dziennikarze sami się cenzurują?

- Bez wątpienia. Po tym, jak telewizja RBK zaczęła śledzić korupcyjne powiązania Putina, jego rodziny i współpracowników, zwolniono z redakcji prawie cały zespół, a na miejsce niepokornych dziennikarzy wprowadzono nowych, swoich. To samo stało się z serwisem Lenta.ru – choć ekipę wymieniono na lojalną wobec władzy, to marki nie zmieniono. Wielu czytelników nawet nie zauważyło, że treści stopniowo zmieniły wydźwięk. A dziennikarze boją się utraty pracy, lawirują więc między przekonaniami a samocenzurą. Wiedzą, że jeśli poruszą brudne sprawy z Kremla albo życie prywatne prezydenta, znajdą się na nich odpowiednie świstki i narażą redakcję na zamknięcie.

Co ciekawe, jeszcze do niedawna zasada ta obejmowała tylko media ogólnorosyjskie, a regionalne cieszyły się względną swobodą. Zaczęły więc wypływać na coraz szersze wody i opisywać skandale ze stolicy. Ale i one, bodajże rok temu temu, dostały jednoznaczne ostrzeżenie. Roskomnadzor [urząd ds. kontroli mediów – przyp. red.] bez uzasadnienia zlikwidował tomską telewizję TV2, nie przedłużając jej licencji nadawczej. Nieprzypadkowo jednak doszło do tego po emisji reportażu o rekrutowaniu rosyjskich żołnierzy do walk w Donbasie.

 

Jak swoje decyzje tłumaczy władza?

- Odkąd Putin został prezydentem, propaganda nabiera instytucjonalnego charakteru, a zmiany zachodzą pod hasłem „bezpieczeństwo”. Co to znaczy? Ot, choćby dwa lata temu przyjęto poprawki do ustawy o ochronie dzieci przed treściami, które mogą je deprawować. Zgodnie z nowym prawem przygotowano więc czarną listę stron internetowych, które z czasem zostały zablokowane. Po roku ustawę uzupełniono o tzw. prawo Ługawowa. Zgodnie z nim Roskomnadzor może - bez nakazu sądu, a po rekomendacjach ministerstw – blokować strony bez żadnych wyjaśnień. Wystarczy, że rzuci hasło „ekstremizm”, a to może oznaczać wszystko, czego chce władza. Na przykład, jeśli bloger publicznie skrytykuje aneksję Krymu, to już podpada pod przepis o separatystycznym ekstremizmie i musi liczyć się z karą grzywny lub więzienia.

 

O czym jeszcze, poza Krymem, nie można pisać?

- Wiele osób ukarano za proukraińskie posty w internecie. Inny przepis dotyczy obrazy uczuć religijnych. Dwa tygodnie temu sąd skazał mężczyznę na trzy lata więzienia za post na portalu społecznościowym Vkontakte, w którym obrażał on Cerkiew prawosławną. Tak więc pisanie bloga o korupcji wśród duchownych jest ryzykownym zajęciem. Póki co legalnie działająca prasa o małym zasięgu może sobie jeszcze na to pozwolić. Gorzej mają aktywiści i duże media, takie jak „Komsomolska Prawda” czy „Moskiewski Komsomolec”, bo ograniczenia i nadzór wzrastają wraz z liczbą odbiorców.

 

Historia też jest drażliwym tematem w Rosji. Niedawno dziennikarze z telewizji internetowej Dożdż ocenili, że blokada Leningradu podczas II wojny światowej była błędem, bo przyczyniła się do śmierci 1,5 mln ludzi. Za tę opinię czytelnicy prawie zlinczowali autorów.

- II wojna funkcjonuje u nas pod nazwą Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która zaczęła się w 1941 roku. Rosja nie uznaje daty początku konfliktu w 1939, bo wtedy musiałaby się tłumaczyć z paktu z Hitlerem o podziale Polski. Wojna z Rzeszą to element mitu, na którym Putin buduje legendę o wielkości narodu. Tu nie ma pola do interpretacji czy dyskusji o błędach i zbrodniach. Ludzie nie dopuszczają tego do wiadomości, bo dla nich historia to krystaliczna wersja, którą poznali w szkole. A w ostatniej dekadzie nauczyciele mają do dyspozycji jeden podręcznik, z którego Rosjanie dowiadują się, że Stalin ocalił świat przez faszyzmem i wszystkie narody – co najmniej Europy - powinny być nam za to wdzięczne.

 

Czy Rosjanie zdają sobie sprawę z tego, że są pod wpływem propagandy?

- Nie, kompletnie. Około 80 proc. obywateli czerpie informacje jedynie z tradycyjnej telewizji, z programów, które znajdują się na pierwszych dziesięciu kanałach na pilocie. A tam pokazywane są te same wiadomości, tylko w różnych formach – jako poważny serwis albo satyra. Oglądając te programy Rosjanie są jednak przeświadczeni, że śledzą doniesienia z różnych źródeł. I nawet jeśli sięgają po informacje o świecie do internetu, to najczęściej docierają do mediów kontrolowanych przez Kreml, bo są najlepiej wypozycjonowane w wyszukiwarkach. A tam: na Zachodzie kryzys gospodarczy, szerzy się homoseksualizm, jest straszna erozja tradycyjnych wartości itd. I Rosjanie myślą sobie: u nas jest źle, ale tam mają gorzej. Dodatkowo podkreślane są antagonizmy między narodami, pielęgnowana jest nienawiść i wzbudzana w ludziach agresja wobec zachodnich sąsiadów.

 

Stąd te bójki na francuskich ulicach z angielskimi kibicami?

- Oczywiście! Mają one podłoże w geopolityce, a to temat, który najczęściej pojawia się w mediach. To, jaką siłę mają przekazy, pokazuje stosunek Rosjan do homoseksualizmu. Jeszcze kilka lat temu ludziom było obojętne, kto z kim śpi, ale odkąd odmienna orientacja zaczęła być w mediach utożsamiana z upadkiem wartości na Zachodzie, u Rosjan obudziła się nienawiść wobec gejów. W ich wyobraźni pojawia się od razu obraz mężczyzny w różowych stringach, który molestuje dziecko. A teraz mamy agresywnych kiboli, którzy biją Anglików na stadionie. Ci ludzie przyjechali na Euro z Rosji z poczuciem, że Zachód jest przeciwko nim, chce ich stłamsić, poniżyć i wykorzystać słabości. Wystarczy jedno ostre słowo, by wywołać wojnę.

 

Jak w mediach ukazywani są Polacy?

- Jako jedni z największych wrogów i genetycznych rusofobów. W ostatnich miesiącach króluje temat radzieckich pomników, które polskie władze usuwają z miejsc publicznych. Inny przykład: dwa tygodnie temu w programie w państwowej telewizji Żyrinowski [skrajnie radykalny, faszyzujący polityk, który mówi to, czego Putinowi nie wypada głosić publicznie – przyp. red.] powiedział, że gdyby był na miejscu Stalina, nie byłoby teraz ani Niemiec, ani Polski. Oczywiście, władza nie zareagowała. Polska nie jest co prawda państwem, o którym informacje pojawiają się na pierwszych stronach gazet, niemniej media poświęcają mu więcej miejsca niż choćby Czechom. Zwykle przy okazji jakichś wydarzeń, na przykład gdy w zeszłym roku Schetyna powiedział, że Auschwitz oswobodzili Ukraińcy. Poszła wówczas fala publikacji i negatywnych komentarzy, Wielka Wojna Ojczyźniana jest w końcu drażliwym tematem dla Rosjan.

 

Dodatkowo słowa Georga Sorosa:

Przywódcy Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej popełniają kardynalny błąd, sądząc, że Rosja prezydenta Władimira Putina jest potencjalnym sojusznikiem w walce z Państwem Islamskim. Dowody temu przeczą. Bieżącym celem Putina jest podsycanie rozpadu Unii Europejskiej, a najlepszym na to sposobem jest zalanie UE uchodźcami z Syrii.

9 lutego 2016 r. niemiecka kanclerz Angela Merkel poleciała do Ankary na ostatnie uzgodnienia z tureckim rządem, aby zachęcić uchodźców przebywających już w Turcji do dłuższego tam pobytu. Zaproponowała wywożenie do Europy drogą lotniczą 200-300 tys. syryjskich uchodźców rocznie, pod warunkiem że Turcja nie pozwoli im wyjeżdżać do Grecji i przyjmie ich z powrotem, jeśli to zrobią.

Putin to utalentowany taktyk, ale już nie strateg. Nie ma powodu wierzyć, że interweniował w Syrii, by zaostrzyć kryzys migracyjny w Europie. Jego interwencja była wręcz strategiczną wpadką, bo w ten sposób wszedł w konflikt z tureckim prezydentem Recepem Tayyipem Erdoǧanem, który szkodzi interesom obu stron.

Ale kiedy Putin dostrzegł szansę na przyspieszenie dezintegracji Unii Europejskiej, wykorzystał ją. Zakamuflował swoje działania, mówiąc o współpracy w walce ze wspólnym wrogiem – ISIS. Postąpił podobnie jak na Ukrainie, gdzie podpisał porozumienie z Mińska, ale nie wypełnił jego zapisów.

Trudno zrozumieć, dlaczego przywódcy i USA, i Unii Europejskiej traktują poważnie słowa Putina, zamiast sądzić go po czynach. Jedyne wyjaśnienie, jakie mi się nasuwa, to fakt, że demokratyczni politycy starają się dodać otuchy własnym społeczeństwom, odmalowując rzeczywistość w jaśniejszych barwach, niż na to zasługuje. Prawda jest taka, że Rosja Putina i UE ścigają się z czasem: pytanie, kto padnie pierwszy.

Reżimowi Putina zagląda w oczy bankructwo w 2017 r., kiedy zapada znaczna część zadłużenia zagranicznego. Zamieszki polityczne mogą wybuchnąć jeszcze szybciej. Popularność Putina, wciąż wysoka, opiera się na umowie społecznej, w ramach której rząd zapewnia stabilność finansową i powoli, ale stopniowo podnosi standard życia. Zachodnie sankcje w połączeniu z ostrym spadkiem ceny ropy sprawią, że reżim nie poradzi sobie ani z jednym, ani z drugim.

Deficyt budżetowy Rosji sięga 7 proc. PKB, a rząd będzie musiał zmniejszyć go do 3 proc., żeby inflacja nie wymknęła mu się spod kontroli. Fundusz socjalny został wydrenowany z pieniędzy i trzeba go połączyć z funduszem infrastrukturalnym, żeby coś w nim przybyło. Te i inne wydarzenia będą miały negatywny wpływ na standard życia oraz nastroje społeczne przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.

Najskuteczniejszym sposobem, by reżim Putina uniknął upadku, jest wywołanie rozpadu Unii Europejskiej.

 

Całe szczęście, że pojawia się już małe światełko w tunelu:

 

11-07-2016
 .

Debata: Rosyjska propaganda wobec Unii Europejskiej i państw członkowskich. Możliwości przeciwdziałania.

Celem działań rosyjskiej propagandy w Europie jest destabilizacja, budzenie poczucia niepewności oraz wzmacnianie sporów między europejskimi krajami. Choć powstały już pierwsze instytucje przeciwdziałające rosyjskiej aktywności, to w dalszym ciągu Europa ma dużo do zrobienia - przestrzegali uczestnicy debaty „Rosyjska propaganda wobec Unii Europejskiej i państw członkowskich. Możliwości przeciwdziałania”, zorganizowanej przez Biuro Informacyjne Parlamentu Europejskiego w Polsce.

Zdaniem posłanki do Parlamentu Europejskiego Anny Fotygi, autorki raportu PE w tej sprawie, zarówno w Unii Europejskiej jak i w NATO dokonał się przełom w myśleniu i problem rosyjskich działań propagandowych jest traktowany poważnie. „W Rydze mamy już akredytowane przy NATO centrum zajmujące się komunikacją strategiczną. Jest też grupa zadaniowa w ramach instytucji europejskich” - mówiła posłanka.

Inga Springe, autorka filmu dokumentalnego „The Master Plan. Niewidzialna wojna Rosji o wpływy w Europie” wyjaśniała, że współczesna propaganda Rosji różni się od tej z czasów Związku Radzieckiego: „Jest znacznie bardziej wyrafinowana. W różnych regionach stosowane są różne narzędzia, przywoływane różne treści”.

Lyudmyla Kozlovska z Fundacji Otwarty Dialog, badającej m.in. rosyjskie wpływy w Europie Środkowej i Wschodniej, zwróciła uwagę na wykorzystywanie w przekazach propagandowych instytucji i osób zaufania publicznego. „W czasie wojny w Ukrainie wykorzystywano np. moskiewską cerkiew prawosławną, która wspierała aneksję Krymu. [...] Jedną z największych manipulacji Moskwy, jest przedstawianie Kremla jako nośnika tradycyjnych wartości. Na takie argumenty szczególnie wrażliwe są kraje Europy Środkowej i Wschodniej” - mówiła Kozlovska.

„Kłamstwa polityczne istniały zawsze, ale współczesność kompletnie zmieniła instrumentarium. Dzięki internetowi i mediom społecznościowym można dotrzeć z przekazem do każdego obywatela” - mówił ambasador Łotwy w Polsce Ilgvars Kjava. Jego zdaniem, Europa musi się nauczyć wykorzystania nowych mediów: „To nie jest zadanie łatwe, bo na kłamstwo nie możemy odpowiadać większym kłamstwem, a prawdą”.

O tym, jakie są skuteczne sposoby walki z nieprawdziwymi informacjami opowiedziała przedstawicielka Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych: „Z jednej strony nasze zadanie polega na uwidacznianiu nieprawdy, odsłanianiu prawdziwego oblicza propagandy. Z drugiej - na wyśmiewaniu nieprawdziwych treści. Nie możemy się jednak skupiać tylko na negatywach. Ważne jest także budowanie prawdziwego, pozytywnego przekazu dotyczącego Unii Europejskiej”.

„Jestem optymistką, ponieważ z pewnym trudem, ale jednak się mobilizujemy. Europejskie społeczeństwa staja się coraz bardziej świadome, nawet w najbardziej odległych zakątkach Unii” - podsumowała posłanka Anna Fotyga.

 

W iskier krzesaniu żywem Materiał to rzecz główna. Trudno najtęższym krzesiwem Iskry wydobyć z... - Tadeusz Boy Żeleński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka